niedziela, 18 września 2011

Społeczna rewolucja aspołecznego typa!

Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Aaron Sorkin
Aktorzy: Jesse Eisenberg, Andrew Garfield, Armie Hammer, Justin Timberlake
Zdjęcia: Jeff Cronenweth
Muzyka: Trent Reznor i Atticus Ross
Premiera: 2010-09-24

Kiedy oficjalnie już wiadomo było, że David Fincher nakręci film o powstaniu Facebooka, dało się usłyszeń głośne echo niezadowolenia ze strony widzów. Bo cóż ciekawego możemy dowiedzieć się o jakimś portalu społecznym? Jednak już pierwsze teasery rozwiały wątpliwości co do wiarygodności nowej produkcji. Twórca Siedem zaprasza nas na wspaniały seans o zdradzie, geniuszu, żądzy i przyjaźni. Jego obraz to film nie o samym Facebooku, ani nawet o jego założycielach, ale film o nas samych, o społeczeństwie XXI w., które uczestniczy w prawdziwym wyścigu szczurów.

Harvard, jesień 2003 r. Film otwiera scena, kiedy Erica (Rooney Mara) zrywa więź z przyszłym założycielem Facebooka, Markiem (Jesse Eisenberg), młodym, bardzo zdolnym programistą. Wyzywa go od dupków i egoistów. Ten pod wpływem emocji bluzga na nią na swoim blogu i w afekcie tworzy stronę facemash, na której studenci oceniają urodę swoich koleżanek. Takim sposobem to Zuckerberg zdobywa rozgłos na uczelni i wkrótce otrzymuje propozycję na coś wielkiego…


Fincher próbuje w swoim najnowszym filmie odkryć monumentalny sukces młodych studentów, których życie w ciągu tego krótkiego okresu zmieniło się diametralnie. Przedstawia nam trudną drogę, jaką musieli przejść i zmierzyć się z własnymi słabościami. Droga ta przepełniona jest zdradą, kompleksami i fobiami bohaterów. Właśnie z perspektywy dwóch procesów wytoczonych Markowi poznajemy pełny obraz tworzenia dzisiaj jednego z najpopularniejszych serwisów. Pierwsza rozprawa wytoczona została przez braci Winklevoss, którzy oskarżają głównego bohatera o kradzież ich pomysłu, który miał im zapewnić świetlaną przyszłość. Drugi to proces to pozwanie Zuckerberga przez jego najlepszego i jedynego przyjaciela, Eduarda, który formułuje zarzut o zwykłe zrobienie go w jajo.

Ideą twórców nie jest jakaś promocja czy gloryfikacja Facebooka. Strona to jedynie tło, by móc ukazać kondycję świata XXI w. i przemiany, które dokonują się na naszych oczach. Tak samo jest z końcową oceną Marka. Co prawda zarzuca mu się cynizm, egoizm, ale nie do końca nie przekreśla się jego zasług. Wiele scen wskazuje na jego niezwykły zapał, determinację, kreatywność, które nim kierowały. To właśnie jego trudności w utrzymywaniu czy nawiązywaniu kontaktów, pewien "defekt społeczny" sprawił, że postanowił udowodnić społeczeństwu, a przede wszystkim sobie, że coś znaczy. A może kierowała nim tylko chęć zysku? Film ostatecznej odpowiedzi na to i inne pytania nie udziela. Sugestywna jest szczególnie pierwsza, otwierająca film scena, w której to Mark toczy jak myśli jedną z rutynowych rozmów ze swoją dziewczyną. Nie wie, że szybkiej wymianie zdań, dziewczyna oznajmi mu, że ma go dosyć i odchodzi, wskazując na jego przywary i kompleksy. Sekwencja ta to niczym pojedynek w ping-ponga, w której każda ze stron przy odbijaniu piłeczki narzuca drugiej swoje racje. Ten w akcie złości obraża ją na swoim blogu i konstruuje stronę, na której w pewien sposób poniża płeć przeciwną. Tym samym jest to dobitny przykład na to, że pomysł Marka narodził się na bazie jego chęci udowodnienia innym swojej niesamowitości. Inną taką sceną może być ta, w której chłopak dowiaduje się od Saverina o jego przyjęciu do ekskluzywnego klubu, kiedy to ujawnia się ego niepohamowana zazdrość i chęć przebicia jego dokonań.


Mimo, że film można uznać za gadany (ale nie w żadnym wypadku nie przegadany!) to jednak utrzymuje dynamiczne, miejscami wręcz zawrotne tempo. Warto tutaj przywołać scenę tworzenia Facemasha i jednocześnie jednej ze studenckich imprez. Nie przeszkadza to jednak w pełnym zrozumieniu ważnych dla filmu wątków. Całą atmosferę obrazu podkreśla fenomenalna muzyka skomponowana przez wokalistę zespołu Nine Inch Nails, Trenta Reznora. Jej elektroniczne brzmienia eksponują niepewność i napięcie wynikające z dalszych kroków bohaterów. Jak w pozostałych filmach Finchera nie zawodzi w najmniejszym stopniu warstwa techniczna. Dynamiczny montaż, świetne zdjęcia, dźwięk zasługują na same słowa pochwały.

Wielkie słowa uznania należą się również młodym aktorom. Podołali powierzonym im zadaniom, tworząc wiarygodne portrety osób związanych z tworzeniem Facebooka. Przede wszystkim na pierwszy plan wysuwają się dwie bardzo dobre kreacje Jesse’ego Eisenberga i Andrew Garfield (przyszły odtwórca roli Petera Parkera w reboocie Spidermana). Postać stworzona przez pierwszego z nich jest podobna do tej z Walki żywiołów, gdzie Eisenberg wcielił się w egocentrycznego Walta. Jeżeli spodziewacie się kolejnej sympatycznej rólki z Krainy przygód czy Zombieland to grubo się przeliczyliście. Natomiast dwudziestosiedmioletni Andrew Garfield, którego znamy z małej rólki w Parnassusie udowodnił, że jest aktorem bardzo charyzmatycznym i potrafi przyćmić w kolejnych scenach odtwórcę Zuckerberga. Zaskoczeniem okazały się występy Justina Timberlake’a jako Sean Parkera, który przyczynił się do rozdzielenia przyjaźni Marka i Eduarda czy chociażby Brendy Song jako wręcz psychopatyczna dziewczyna jednego z bohaterów. Ciekawym pomysłem było zagranie obu braci Winklevoss (Camerona i Tylera) przez jednego aktora - Armiego Hammera.


Social Network to porządnie rozpisany dramat obrazujący zawrotne tempo życia naszych czasów, uczestniczenia w wielkim maratonie wyścigu szczurów, ale przede wszystkim spojrzenie na społeczeństwa jako grupy, która zaczyna mieć problemy z prostymi kontaktami, relacjami międzyludzkimi. Podmioty takie jak Facebook, pomagają im w osiągnięciu zamierzonych celów. Fincher również nie wybiera do końca głównego bohatera swojej historii. Takie zagranie nie często zdarza się w tego typu produkcjach. To nie jedyne odstępstwo reżysera od schematów. Social Network ogląda się z zapartym tchem i napięciem, śledząc dalsze kroki postaci. Całości towarzyszy muzyka, która dawała świetny efekt z tym co działo się na ekranie. I tak na tych prostych zasadach David Fincher zbudował swój najlepszy film, bijąc na głowę swoje wcześniejsze dokonania (Siedem czy Podziemny krąg) i udowadniając, że bezsprzecznie należy do grona utalentowanych twórców z Hollywood. Czekamy w takim razie na więcej.

1 komentarz:

  1. To faktycznie ekscytujący film, biorąc pod uwagę, że opowiada o nudniejszej odsłonie życia studentów.
    Świetny wpis!

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń