czwartek, 9 czerwca 2011

Garden State

Scenariusz i reżyseria: Zach Braff
Aktorzy: Zach Braff, Natalie Portman, Ian Holm, Peter Sarsgaard
Zdjęcia: Lawrence Sher
Muzyka: Chad Fischer
Premiera: 2004-01-16


Niewątpliwie za często próbuje się dzisiaj przypinać każdemu filmowi, który wychodzi poza schematy, proporczyka "kultowy". Jedak w przypadku debiutanckiego filmu Zacha Braffa nie mam wszelkich wątpliwości. Obraz ma zadatki na bycie kultowym, filmem pokoleniowym. Nie tylko problemy poruszane w filmie są istotne, ale również sposób ich przedstawienia nie zostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z filmem, obok którego nie można przejść całkowicie obojętnie. Trudno jest określić w kilku słowach o czym tak naprawdę opowiada film Braffa. Mnogość postaci, wątków i sposobów ich kreacji powoduje, że na obraz musimy spojrzeć jako polifoniczną opowieść o naszych czasach. Jakby banalnie to nie brzmiało, takim określeniem "Garden State" określić już nie możemy.

Fabuła opiera się na powrocie głównego bohatera Andrew Largemana (granego przez samego Braffa, znany głównie z serialu "Scrubs") do rodzinnego New Jersey na pogrzeb swojej matki. Podróż ta pozwoli mu spojrzeć inaczej na swoje życie, które dotychczas regulowały zażywane przez niego tabletki, odnowić relacje ze znajomymi oraz spotkać się z dawno nie widzianym ojcem (Ian Holm). Na jego drodze pojawi się dziwaczna dziewczyna Sam (tegoroczna zdobywczyni Oscara Natalie Portman).

Kadr z filmu "Garden State". Na zdjęciu Zach Braff, reżyser, scenarzysta i odtwórca głównej roli.

Motyw tak zwanego homecoming, czyli powrotu w rodzinne strony pojawiał się niejednokrotnie w kinie (jakiś czas temu nawet w rodzimym kinie - patrz ostatni film Marka Lechki "Erratum"). Twórcy poprzez wykorzystanie tego motywu sentymentalnej podróży zazwyczaj ukazują trudy bohatera w zmaganiu się z własną przeszłością, relacjami z bliskimi etc. Trochę inaczej jest w "Garden State". Andrew prowadzący samotną egzystencję niejako skazany jest do odbycia takowej podróży. Gdyby nie pogrzeb matki nasz bohater mógłby dalej żyć w totalnej izolacji od świata, ignorować telefony od ojca i kontynuować nudną pracę, której nie znosi (pracuje w wietnamskiej restauracji). Gdy już jest w Garden State nadal pozostaje pod płaszczem alienacji, co świetnie obrazuje scena pogrzebu, w której Large odcina się od tłumu żałobników i samotnie obserwuje bieg zdarzeń bez ujawniania (lub niemożności) jakichkolwiek emocji.

W postaci Largemana próbowano szukać przedstawiciela pokolenia X. Jednak na niechęci do pracy i typowo ironicznego stosunku do siebie cechy wspólne się kończą. Wyraźniej cechy te widać jednak u innych bohaterów filmu. Marka granego przez Petera Sarsgaarda bez oporów możemy nazwać slackerem, czyli osobą totalnie olewającą pracę (jest on bowiem grabarzem i okrada nieboszczyków z cennych drobiazgów). Szczególnie może potwierdzić to relacja z jego matką, energiczną kobietą, lubiącą imprezy. Dokonania syna kompletnie nie imponują jej, chciałaby by życie Marka wyglądało zupełnie inaczej. W podobne schematy wpisują się także inne postacie filmu - chłopak, który opatentował ciche rzepy, stał się bogaty i teraz czerpiąc zyski nudzi się w swojej wielkiej willi czy policjant, który zdecydował się na tą pracę ze względu na zarobki i prestiż. Andrew nie wpisuje się w podobne ramy. Stoi obok tego pokolenia iksów. Zatem Braff wyznacza tym samym drogę dla nowego pokolenia, które ma problemy z wyrażaniem uczuć, swoich emocji. Jego bohater obserwuje wszystkie te postacie, jednak nie wplątuje się w wir ich upodobań, ich codziennych utarczek. Po premierze pisano nawet o "pokoleniu Garten State", a w postaci Largemana wielu widzów znalazło obiekt do utożsamiania się.

Piękna Natalie Portman, Braff i ukraiński motocykl Dniepr.

Świetnie została przede wszystkim skonstruowana postać Sam. To właśnie za jej przyczyną w naszym bohaterze dokonuje się przemiana. Możemy tutaj dostrzec pewną ambiwalencję. Poprzez chorobę (bohaterka cierpi na epilepsję) Sam nabrała innego spojrzenia na życie. Jej żywiołowa, lekkoduszna osobowość jest całkowitym przeciwieństwem Large'a. Już sama sytuacja pierwszego spotkania z dziewczyną nadaje pewnie ironiczny odcień co do charakteru Samanty. Andrew ewoluuje, poznaje siłę prawdziwych uczuć, a przede wszystkich ich okazywania, a nie tłumienia.

Oglądając film nie sposób o skojarzenia inspiracji Braffa kinem Kevina Smitha czy Richarda Linklatera. Szczególnie z tym pierwszy reżysera Garden State łączy wiele. Akcja filmu rozgrywa się w New Jersey, mieście kojarzonym właśnie z Smithem i miejscem akcji większości jego filmów. Również w "Powrocie" panuje podobny klimat, fabuła opiera się głównie na dialogach, a w centrum uwagi znajdują się bohaterowie, którzy mogliby pojawić się, ze swoimi rozterkami, w filmie reżysera "Clerks". Nie ma mowy tu o jakimkolwiek rodzaju plagiatu. Może być to inspiracja, a może nawet oddanie hołdu wszystkim tym produkcjom.

Peter Sarsgaard jako Mark.

Pisanie scenariusza, jak twierdził Braff, było dla niego lekarstwem na wyjście z depresji, w jakiej się wówczas znajdował. Nie trudno odnieść wrażenie, że Andrew Largeman to porte-parole samego reżysera. Równe przewrotne jest zakończenie filmu. Czy mamy do końca pewność, że ostatnie spotkanie nie było jedynie wyimaginowaną projekcją w głowie Andrew, podobnie jak scena otwierająca film, która okazała się snem? Lubimy szczęśliwe zakończenia, Braff przez ten zabieg niejako podważa je. Ale czy rzeczywiście tak nie jest? Przecież na nasze życie niekoniecznie składa się ciąg sytuacji zakończonych happy endem... Czy jednak film kończy się takowym happy endem również trudno powiedzieć.
Jedno jest pewne - "Garden State" to film niecodzienny i na pewno wyjątkowy!



Na youtubie można znaleźć również pół godzinny film poświęcony tworzeniu filmu. Niestety bez napisów ani żadnego lektora polskiego, ale wydaje mi się, że nawet laik połapie się i nie będzie miał problemów ze zrozumieniem :)  Link do jednej z trzech cześci filmiku:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz