Nie wiedzieć czemu spodziewałem się po tej produkcji telewizyjnej biografii zbliżonej do komedii (chyba to za sprawą udziału w filmie Anthony’ego Michaela Halla, którego znam z filmów Hughesa).
Okazało się, że film nie ma nic wspólnego z ugrzecznioną historyjką motywującą o powstaniu dwóch potężnych firm. “Piratom…” bliżej tak naprawdę do zeszłorocznego “Social Network” (bardzo podobne wątki zdrady w obu filmach - w filmie Finchera na linii Mark-Eduardo, tutaj Steve-Bill) aniżeli do mdłych biografii o wyidealizowanych bohaterach. W filmie postacie są niejednowymiarowe, często przedstawiane w niekorzystnym świetne (szczególnie Bill Gates, którego w obrazie przedstawiono jako największego intryganta). Sprawna robota!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz